Skudzina 2012
Po górach, dolinach rozlega się dzwon – czyli wakacyjny wyjazd z Siostrami
Skrudzina to niewielka miejscowość leżąca w powiecie nowosądeckim, otoczona pełnymi uroku wzniesieniami Beskidu Sądeckiego. Myliłby się jednak ten, kto w owej malowniczej scenerii spodziewałby się zastać ciszę i spokój, właściwe tego typu miejscom. 1 lipca 2012 roku do Skrudziny zawitała bowiem roześmiana i rozkrzyczana kolonia z Olkusza i Krakowa po czym… umilkła zdumiona! Oto z kościelnej wieży, sąsiadującej ze szkołą, w której mieszkaliśmy, rozległy się donośne i dźwięczne dzwony, oznajmiające całej wiosce wybicie pełnej godziny.
Próbując przyzwyczaić się jednak i oswoić z ich nieuniknionym towarzystwem, umilaliśmy sobie spędzany wspólnie czas grami i zabawami na świeżym powietrzu. Była więc siatkówka i piłka nożna (bo nasi chłopcy jeszcze kiedyś wygrają Euro!), dziewczynki skakały na skakankach, a Siostry furkotały habitami, biegając z paletkami za lotką.
Jakkolwiek z każdym dniem coraz bardziej zaprzyjaźnialiśmy się z muzykalną wieżą kościoła, z radością powitaliśmy pierwszą całodniową wycieczkę do pobliskiej Krynicy. Nie lada atrakcją okazał się być tor saneczkowy, a cała wyprawa, dzięki słonecznej pogodzie i dobrym humorom, należała do bardzo udanych. Podobnie rzecz miała się z drugą wycieczką, w czasie której żeglowaliśmy po Jeziorze Czorsztyńskim, podziwiając piękne krajobrazy Niedzicy oraz korzystaliśmy z atrakcji, jakie oferowała nam gościnna Szczawnica.
Oczywiście będąc w górach wstydem byłoby chodzić jedynie po płaskich terenach, dlatego też ochoczo ruszyliśmy na podbój okolicznych lasów i pagórków. Zorganizowane podchody okazały się wymagającym sprawdzianem dla naszej spostrzegawczości, a także wzajemnej współpracy. Ów test został jednak zaliczony, a najwięksi śmiałkowie udali się na podbój pobliskiej góry – Przehyby. Choć pogoda była w kratkę, droga na szczyt stroma, a nogi jakby cięższe niż zazwyczaj, daliśmy radę i po trzygodzinnej wędrówce usiedliśmy w ciepłym i przytulnym schronisku.
Na brak atrakcji nie mogli narzekać także okoliczni mieszkańcy. Oto bowiem w poniedziałek, 2 lipca, w całej Skrudzinie rozległy się… kolędy! Na tym jednak nie koniec. Kolejno rozbrzmiewały pieśni wielkopostne, radosne nuty głoszące Zmartwychwstanie, wdzięczne dźwięki chwalące Maryję oraz wprawiające w zadumę słowa, przypominające pamięć Wszystkich Świętych oraz naszych bliskich zmarłych. Wbrew pozorom nie zaszło jednak żadne nieporozumienie! Programem kolonii był bowiem rok liturgiczny, który przeżywaliśmy wspólnie, by każdego dnia lepiej rozumieć to, do wierzenia podaje nam Kościół.
Pełne śmiechu i radości dwa tygodnie minęły nam zaskakująco szybko. Wszystkim ciężko było się rozstawać zarówno z sobą nawzajem, jak i z gościnną i sympatyczną Skrudziną. W tej sytuacji szczególnie mało krzepiąco brzmiały słowa s. Janiny: „No i już jedna czwarta wakacji za nami!” Gdy wróciliśmy do swoich domów, każdy z nas zatęsknił po cichu za donośnym i śpiewnym głosem dzwonów i trąb z sąsiedztwa.
Wspomnienia uczestniczki kolonii
Z Olkusza wyjechaliśmy z uśmiechem na ustach, ponieważ zaczęły się wakacje, a przyjechaliśmy z jeszcze większym uśmiechem i dużą dawką dobrego humoru.
Tematem kolonii był rok liturgiczny w „pigułce”, czyli jeden dzień to jeden miesiąc i w każdym dniu obchodziliśmy święta, które są w danych miesiącach. Mieliśmy mnóstwo zabaw i gier połączonych z odrobiną nauki. Odbywały się zabawy sportowe z dyscyplinami takimi, jak: przeciąganie liny, kręcenie hula hop, skoki na skakance, kozłowanie piłką itp. Najlepsze drużyny dostały ciekawe nagrody, lecz pozostałe zespoły nie zostały bez niczego, a także mieliśmy zabawy upodobnione do programów telewizyjnych jak „Mam talent” czy „Kocham Cię, Polsko”.
Pojechaliśmy tez na dwie wycieczki. Jedną z nich był wyjazd do Kamiennej, gdzie zwiedzaliśmy „Dom pszczelarza”. Byliśmy również w Krynicy Zdroju, gdzie weszliśmy na Górę Parkową i zajrzeliśmy do pijalni wód, przy której spotkaliśmy słynnego „Doktorka” z programu TVP 1 „Ziarno”.
Na druga wycieczkę pojechaliśmy do Nidzicy, gdzie płynęliśmy statkiem po jeziorze, potem pojechaliśmy do Szczawnicy na pamiątki i najlepsze lody w mieście. Najwytrwalsi koloniści pod koniec wyjazdu wybrali się na górę Prehybę, skąd był piękny i rozległy widok na pasmo Pienin, a w oddali było widać ostre szczyty Tatr. Atmosfera na koloni była znakomita.
Gdy siostra zapytała nas ostatniego dnia czy chcemy jeszcze wrócić do Skrudziny to wszyscy wykrzyknęli TAK!
Opisała:
Urszula Myszka